Brexit i Polacy. Pracujesz na etacie, ale nienawidzisz tej firmy. Nagle zdajesz sobie sprawę, że możesz otworzyć własny biznes. Może niekoniecznie jest to coś, co lubisz, ale masz na utrzymaniu rodzinę, ludzi których kochasz, na których ci zależy. Albo nie do końca wierzysz że to, co będziesz robić uszczęśliwi cię, ale będziesz miał w przyszłości godziwe pieniądze na życie. Co powinieneś zrobić, by odnieść sukces?
Tyle się mówi o ciężkiej pracy i oszczędzaniu. Poruszaliśmy ten temat w poprzednim artykule. Nawet jest o tym przysłowie: „Oszczędnością i pracą narody się bogacą”. Ale są ludzie pracowici i uparci, a mimo to wciąż odbijają się od kolejnych śmieciowych zawodów nie mogąc godnie zarobić, ani ustabilizować swojej sytuacji finansowej na godziwym poziomie. Plasują się gdzieś na pograniczu prekariatu.
O miłości własnej.
Już wyjaśniam co to słowo znaczy. Prekariusze to osoby zatrudnione na podstawie elastycznych form zatrudnienia. Samo słowo jest neologizmem powstałym z połączenia dwóch słów: precarious (ang. niepewny) ze słowem proletariat.
Krótko mówiąc należą do ludzi, którzy ciężką pracą się nie bogacą. Wiele osób jako barierę w wychodzeniu z biedy widzi lenistwo lub niechęć do podejmowania pracy. Owszem, bieda nie pozostaje bez związku z aktualną sytuacją danego społeczeństwa, kontekstem historycznym i tym, co jako społeczeństwo, uważamy za istotne dobra lub usługi. W czasach PRL osobom przedsiębiorczym rzucano kłody pod nogi, jeśli nie miał „pleców” bądź układów z poprzednimi władzami, jednak to się zmieniło w momencie kiedy nastał wolny rynek. Co prawda nadal w Polsce nie jest łatwo drobnym przedsiębiorcom prowadzić biznes, bo ZUS zabiera lwią część zarobionych pieniędzy,
Fiskus też jest chciwy. Po wejściu do Unii mnóstwo ludzi wyjechało za chlebem na Wyspy Brytyjskie i nie tylko, bo tutaj jest łatwiej. Ale co trzeba zrobić, żeby osiągnąć sukces w biznesie?
O jednej bardzo istotnej rzeczy chciałbym dziś wspomnieć. A mianowicie o miłości własnej. Może ktoś, czytając te słowa, uśmiechnie się z politowaniem, ale i tak chciałbym o tym napisać. Jak czytelnicy się do tego odniosą, ich sprawa. Mam pytanie do Ciebie, tak, jeśli teraz czytasz moje słowa to kieruję je do Ciebie. Kochasz samego/samą siebie? Czy wiesz, co to jest codzienna praktyka dla miłości własnej? Już wyjaśniam, o co mi chodzi.
Czy kochasz siebie?
Kiedy masz przerażającą myśl, zadaj sobie pytanie: czy teraz kocham siebie? Gdy masz myśl krytyczną, (bez względu na siebie lub kogoś innego) zadaj sobie pytanie: czy teraz kocham siebie? W czasie gdy czujesz niską energię lub brak skupienia, zadaj sobie pytanie: teraz kocham siebie? Kiedy zwracamy naszą uwagę na to, jak sami siebie kochamy. Wówczas możemy dokonać wyboru, aby przejść do miłości w naszych myślach i naszych działaniach. Wybór miłości poprowadzi Cię we właściwym kierunku. Zachęcam Ciebie, mój czytelniku, czytelniczko, do pokochania siebie, jeżeli jeszcze do tej pory tego nie zrobiłeś/zrobiłaś. To odmieni Twoje życie, zapewniam.
A ma ktoś może jakieś inne doświadczenia? Potrzebuję nieco innego podejścia do sprawy.